Czy musimy powoli żegnać się z CD?

Nowy rok już tuż tuż, więc trzeba coś podsumować. Zamiast klasycznego zbioru większych lub mniejszych hitów, albumów czy artystów, spróbuję tym razem przypatrzyć się całemu rynkowi muzycznemu z perspektywy jednego z kluczowych jego elementów, mianowicie nośnika.


Trochę historii

Obecnie rozwój technologii gna do przodu w ogromnym tempie i nic nie wskazuje, żeby miał zwolnić. Branże związane z mediami wszelkiego rodzaju odczuwają to chyba najbardziej. Przychody rynku muzycznego dopiero od niedawna zaczynają z powrotem się podnosić po gigantycznym zjeździe w pierwszej dekadzie XXI wieku. A tak się składa, że był to czas, w którym głównym nośnikiem muzyki była płyta CD. Wprowadzona jeszcze gdzieś w latach osiemdziesiątych zdominowała również kolejną dekadę. W roku 2002, kiedy osiągnęła absolutny monopol (ponad 95% całkowitej sprzedaży), trwał już okres ostrego pikowania przychodów rynku muzycznego. Wtedy właśnie, jako nastolatek, zacząłem interesować się bardziej świadomym konsumowaniem muzyki.

Czy ludzie przestali słuchać?

No bo skąd ten spadek wartości rynku? Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się. Mogę się jedynie domyślać i snuć różne teorie w oparciu o to, co sam mogłem zaobserwować. Np to, że praktycznie wszyscy moi koledzy ze szkoły pobierali pirackie piosenki z internetu za darmo. Lub słuchali ich na jutubie. Oczywiście ja w życiu nic pirackiego nie pobrałem... tylko od nich kopiowałem. Wygląda więc na to, że Internet mógł konkretnie przydusić sprzedaż fizycznych nośników. Ale popatrzmy na to z drugiej strony. Dziatwa, która w większości miała ledwie na bułkę ze szkolnego sklepiku otrzymała nagle bezpłatny i nielimitowany dostęp do wszelkiego rodzaju muzyki. Nasi ojcowie i dziadkowie mogli pomarzyć o czymś takim podczas nagrywania piosenek z radia i modlenia się, żeby żaden z jedenastu braci nie kichnął w połowie kawałka. Można było się udławić tym dobrobytem. Na moim starym dysku pliki mp3 nadal zajmują zdecydowaną większość z czego i tak więcej jak połowy pewnie nie słuchałem ani razu. A ile z tego co przesłuchałem miałbym okazje przesłuchać gdybym dorastał bez Internetu w czasach świetności CD? Raczej marny procent, chyba, że mój ojciec byłby Jimmym Pagem i miałby miliony różnych płyt w domu. Wydaje się więc, że konsumpcja muzyki musiała raczej wzrosnąć.

Stary kumpel CD

Muszę przyznać, że załapałem się jeszcze na przewijanie ołówkiem kaset ale szczerze mówiąc wychowałem się w świecie, w którym muzyka serwowana na CD była tak samo oczywista jak obiad serwowany na talerzu a na MTV leciały jeszcze teledyski. Dziś na półkach dużych marketów prezentują się głównie najnowsze płyty najbardziej komercyjnych artystów, a chcąc znaleźć lokalny sklep z płytami trzeba zapuścić się na jakieś slumsy, bo tylko tam właścicieli stać na wynajęcie ciemnej, małej piwnicy i wystawienie niszowych wydawnictw za odpowiednio większa kwotę. Naturalna kolej rzeczy w przypadku rozwoju technologicznego. Teraz dużo szybciej i łatwiej jest skorzystać z jednego z wielu serwisów streamingowych. No i pomijamy koszty pudełek, poligrafii, płyt, tłoczenia, rozwożenia itp. Są apki na smartfony a nawet na telewizory, ogromne zbiory muzyczne można schować w kieszeni i zawsze mieć przy sobie, słuchać w dowolnym momencie. Czy to źle? No pewnie, że nie. Ciężko znaleźć kogoś kto traci w takim układzie. Może tylko sprzedawca z piwnicy na slumsach. Widać z resztą ostatnio pierwszą od bardzo dawna tendencję wzrostową w przychodach ze sprzedaży muzyki. Czyżby dziatwa, która 10 lat temu pobierała na potęgę gibajty empetrójek z sieci dorosła, zaczęła pracować, zarabiać własne pieniądze i przeznaczać je na legalną muzykę? Jeśli tak, to ja bardzo się cieszę. Cieszę się i rozumiem, mimo, że sam nie korzystam obecnie zbyt często ze streamingu. Jestem człowiekiem, który w tej materii wyżej ceni argumenty abstrakcyjne niż czysto logiczne. Dla mnie słuchanie muzyki jest jak spotkanie ze starym przyjacielem. Niby obecna technologia pozwala mi się kontaktować z nim kiedy tylko chce, w pracy, w pociągu. W całym tym codziennym chaosie, w każdym momencie mogę po prostu wyjąć smartfon lub otworzyć laptopa. Ja jednak wolę zarezerwować sobie czas, przyjść, usiąść, przygotować herbatę albo coś mocniejszego, odprężyć się i delektować tym czasem w pełni, nie będąc niczym rozproszony. Jestem w stanie wtedy więcej usłyszeć i więcej zrozumieć. Tylko kto ma czas na takie pierdoły w tym codziennym biegu?

Ostatni bastion

Nie wypada w tym tekście nie wspomnieć o dwóch rzeczach, które ciągle dają nadzieję ludziom takim jak ja. Pierwsza z nich to powrót płyt winylowych. Mówi się już o tym od dłuższego czasu. Płyta winylowa tryumfalnie powróciła na półki wielkich marketów i małych sklepików. Oznacza to, że ta nisza nie jest wcale taka mała jakby mogło się wydawać. Może i jest to zabawa dla ludzi z grubszym portfelem ale najważniejsze, że ciągle jeszcze można dostać nową, ulubioną muzykę wyrytą w czarnym plastiku. Druga rzecz to te małe antykwariaty muzyczne, które istnieją sobie nadal jakimś cudem w tych małych piwniczkach jak karaluchy po zagładzie atomowej. Obracają one często używanymi perełkami w dobrym stanie od ludzi, którzy pewnie postanowili przerzucić się całkowicie na źródła cyfrowe i sprzedać swoją kolekcję po to, aby inni mogli się jeszcze cieszyć starymi płytami. I trwają tak sobie przenosząc się od czasu do czasu w inne miejsca gdy czynsz za bardzo podskoczy.

Dokąd zmierzamy?

Zobaczymy więc, co przyniesie przyszłość, może bezprzewodowe słuchawki streamujące wysokojakościową muzykę poprzez sieć 7G w których piosenki zmienia się myślą? A co do samych płyt to wydaje mi się, że prędko nie znikną. Jeśli już, to wydania będą stawać się bardziej ekskluzywne, będą oferować większą ilość zawartości niż tylko sam krążek. Już od jakiegoś czasu artyści i wydawcy kombinują z urozmaicaniem wydań deluxe poprzez ciekawe opakowania, dodatki w formie plakatów, naklejek, kodów czy nawet ukrytych pod drugim dnem płyt z bonusowymi utworami. Tak czy inaczej ja jestem spokojny o to, że nadal będę mógł słuchać muzyki tak jak lubię. A jak do kolejnej reedycji Led Zeppelin IV będzie dołączona figurka Jimmiego Page-a z jego dwugryfowym Gibsonem to shut up and take my money...


Marcin


Obecnie leci

Jamiroquai - Dynamite

Jeśli kiedyś moja osobowość i charakter odmieniłyby się o 180 stopni to najpewniej byłbym jak Jay Kay. Piękne kobiety, szybkie samochody i światowa kariera muzyczna, czego chcieć więcej? Ja i tak najbardziej zazdroszczę mu tego, jak świetnie potrafi poruszać się na scenie. Tak płynnie, dynamicznie a zarazem naturalnie. Chociaż starość już go dopada niestety i brzuszek też już spory. Mimo to jeśli złowiłbym złotą rybkę to trzecim życzeniem byłoby ruszać się jak Jay Kay z dawnych lat. Muzyka Jamiroquai, szczególnie ta bardziej dojrzała, gdzieś mniej więcej od płyty Travelling Without Moving, jest jedyną, do której tańczę z własnej, nieprzymuszonej woli (ale tylko jak nikt nie widzi). Ehh... bilety na Kraków takie drogie...

Starchild


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jamiroquai - Tauron Arena Kraków - relacja

Ralph Kamiński "Młodość" - kosmiczne melodie

Teraz Polska (muzyka)