Posty

Wyświetlanie postów z 2019

Kącik humorystyczny: rzeźnik Sting

Ta perełka jest zdecydowanie warta tego, aby ją odkopać i w całości przytoczyć. Najlepsza recenzja płyty, jaką kiedykolwiek przeczytałem. Jednak aby w całości dostrzec drugie dno niezbędna jest znajomość omawianego dzieła. Nie wolno kupować w ciemno po przeczytaniu. Mistrz Death Metalu powraca! Rzeźnik, czyli Sting, znów dał o sobie znać świetnym albumem i tym samym po raz kolejny nasze uszy zostaną poddane autopsyjnej destrukcji. Po trzech latach od wydania bardzo dobrego, mocno mięsistego i brutalnego albumu pt. Songs from the Labyrinth dostajemy w ręce nowy krążek - If on a Winter's Night... . Sting od razu napieprza w nasze organy słuchowe salwą death metalowego grzańska, które miażdży czaszkę i nie pozwala wstać z fotela, czy też z innego miejsca gdzie stoimy/siedzimy. Utwór zatytułowany "Gabriel's Message", będzie dewotkom śnił się po nocach;) Na płytce doświadczymy również różnych druzgocących zwolnień, jak w kawałku "Soul Ca

Co nieco o: recenzje

Oglądałem ostatnio kilka video-recenzji nowych filmów na pewnym kanale na jutubie. Pałę goryczy przegięła recenzja pewnej animacji, którą miałem przyjemność niedawno zobaczyć i przyznam, że bardzo dobrze się bawiłem. Pytanie co to ma wspólnego z muzyką? Ano klasyczny przypadek: jakaś nuta nam się bardzo podoba, aż tu nagle ktoś ją bezlitośnie krytykuje. Co to za człowiek? Głuchy? Ślepy? Gupi? Dziś, dzięki takiemu jutubowi, właściwie każdy, kto czuje w sobie nieprzemożną chęć podzielenia się swoją opinią, może to zrobić. A już to, że człowiekowi jakoś łatwiej przychodzi wypowiadanie się o tym co mu się nie podoba, niż odwrotnie, powoduje, że dostajemy prawdziwy zalew smętnego pierdolenia. Dochodzimy do momentu, gdzie dorosły człowiek siedzi przed kamerą i narzeka na płytkość scenariusza i brak emocjonalnej i głęboko poruszającej więzi między bohaterami kurwa bajki dla dzieci. I ogląda to parędziesiąt tysięcy ludzi. Kiedyś w tv leciała taka bajka, po polsku chyba Kleszcz . Polecam. Tam

Jamiroquai - Tauron Arena Kraków - relacja

Obraz
Czy warto było wydać gruby hajs na bilety a następnie olać alerty pogodowe i zaryzykować zdrowie i życie, żeby przybyć na koncert podstarzałego playboy'a z brzuszkiem i po urazie kręgosłupa? Zdecydowanie tak! Mimo, że aura sprawiła, że bardziej opłacało się przypłynąć kajakiem niż stać w krakowskich korkach, to jednak na całe szczęście Tauron Arena ma dach, dzięki czemu udało się uniknąć przemoknięcia. Zainstalowanie się pod sceną przebiegło dość spokojnie. Nawet przybywając dość późno można było liczyć na miejsce przy samych barierkach. I tutaj ogromny szacun należy się najpewniej głównemu organizatorowi za brak podziału miejsc na płycie na GC, EE, GCEE czy inne FAGG. Jeden typ biletu, kto przyjdzie wcześniej ten jest bliżej, proste. Było aż tak luźno, że w pewnym momencie zacząłem się martwić o frekwencję. Supportujący duet, czyli raper The Blu Mantic i DJ The Saint doskonale radzili sobie z rozgrzaniem przybyłych do tej pory ludzi, ale i tak zarówno płyta jak i trybuny

Mrozu "Aura" - rezonują fale

Mrozu ostatnio wybitnie nadaje w moim paśmie , dlatego też trzeba było odczekać jakiś czas po premierze, żeby szczątki obiektywności mogły przebić się z powrotem przez twardą warstwę początkowej podniety. Po na prawdę nietuzinkowym i zaskakującym poprzednim albumie muszę przyznać, że oczekiwania miałem ogromne. Zostały one dodatkowo podsycone po premierze pierwszego singla oraz kilku kolejnych piosenek. Ogólny opis głosi, że Aura kontynuuje myśl, dzięki której narodził się Zew, wynosząc ją na jeszcze wyższy poziom energetyczny . Po pierwszym odsłuchu ciężko się z tym nie zgodzić. Szczególnie piosenki takie jak Zapnij pas , System czy tytułowa Aura mogą posłużyć tutaj za argument. Dla mnie ta płyta wydaję się wyrazistsza niż jej poprzedniczka, zarówno muzycznie jak i w warstwie lirycznej. Mrozu zanurzył się jeszcze głębiej w czysty blues i rock'n'roll, sporadycznie już tylko odskakując w stronę reggae razem z Pablo E. czy eksplorując rapowe bity w piosence 3:33 . Utwór Lek

Teraz Polska (muzyka)

Muszę przyznać, że ostatnio czerpię niesamowitą radość ze słuchania polskiej muzyki. Począwszy od absolutnych klasyków, takich jak Marek Grechuta, Grzegorz Turnau, Hey, Wilki, poprzez dojrzałych artystów, takich jak Grubson i bracia Waglewscy, oraz takich, którzy mają teraz swój czas , czyli m.in. Dawid Podsiadło, Krzysiek Zalewski, Organek czy chociażby Mrozu. Jest jeszcze genialny Kortez, Skubas, Fismoll, czy chociażby duet Bass Astral x Igo. Drużyna żeńska również ma mocny skład, warto wspomnieć chociażby o Darii Zawiałow, Natalii Nykiel, siostrach Przybysz, Brodce, Meli Koteluk czy Justynie Święs z duetu The Dumplings. Nawet mały romansik z polskim reggae mi się kiedyś zdarzył. Po latach fascynowania się właściwie tylko muzyką zagraniczną (głównie brytyjską) muszę przyznać, że jest to niesamowicie odświeżające doświadczenie. Dlaczego to tak jest, że bardziej zachwycamy się zachodnią muzyką? Wolimy jeździć na wakacje do Chorwacji albo latać na Dominikanę, a we własnym kraju

Powrót rock&roll'a

Czy to ptak? Czy to samolot? Czy to Robert Plant? Nie. To Greta Van Fleet. I nie, nie jest to kolejna Janis Joplin. To czterech chłopaków z amerykańskiej prowincji z czego trzech jest braćmi. Co ich wyróżnia? No więc wyróżnia to chyba złe słowo w tym przypadku, bo należałoby napisać, że wyróżnia ich podobieństwo, a to wygląda na oksymoron. Ale figury retoryczne to jedno, a życie drugie. Dar i przekleństwo Omawiany zespół, jak już wspomniałem, nazywa się Greta Van Fleet i nie jest, jakby się mogło z początku wydawać, jakimś cover band'em. Cover bandy nie dostają raczej Grammy za najlepszy rockowy album. Ale grupa dzieciaków z amerykańskiej wioski już tak. A podobieństwo, które ich wyróżnia, to głos wokalisty, który w pierwszym momencie można pomylić z głosem nie byle kogo, tylko samego Roberta Planta. Piszę można , ponieważ jak zwykle istnieje wielu ekspertów twierdzących, że podobieństwa nijak nie ma. Wylewają oni swoje politowania godne opinie w komentarzach na jutubie i w

Zalewski w klubie Studio

Obraz
Sezon koncertowy 2019 powoli się rozkręca. W tym roku po raz kolejny mieliśmy z żoną przyjemność uczestniczyć w koncercie Krzysztofa Zalewskiego w krakowskim klubie Studio. Przyznam, że od momentu zakupu biletów nie mogliśmy się doczekać by ponownie zobaczyć Krzysztofa na żywo, mając jeszcze w głowie wspomnienia z ubiegłorocznego koncertu w tym samym miejscu. Organizacja jak zwykle pierwsza klasa. Porządna kontrola osobista, którą mam zawsze okazję przejść, jako że odrobinę ciemniejsza karnacja w połączeniu z gęstą brodą w dzisiejszych czasach wzbudza dziwną czujność ochrony. Niestety tym razem nie udało się przybyć przed otwarciem sali, tak aby zaklepać sobie miejscówkę przy samej scenie. Nie będąc zbyt zorientowanym w temacie, zbyt późno dowiedziałem się, że dosłownie w tym samym czasie nieopodal odbywają się derby Krakowa, a co za tym idzie poszukiwanie miejsca parkingowego zamiast 5 minut potrwało prawie pół godziny. I tak dzięki spostrzegawczości mojej małżonki udało się zaparko

ZETka zbanowała Michael'a

Ciekawe czy jakby ktoś oskarżył Steve'a Jobsa o molestowanie pracownic to wszyscy wyrzuciliby swoje ajfony w kosz? Albo jakby Teslę (nie samochód tylko człowieka) oskarżono o morderstwo ze szczególnym okrucieństwem to zbojkotowano by prąd zmienny? Albo jakby się okazało, że Volkswagen jest nazistowską marką samochodów… Ciekawe kiedy jutub przestanie podpowiadać frazę keny keczułoki Marcin Obecnie leci Fisz Emade Tworzywo - Mamut Człowiek z czasem dojrzewa do pewnego rodzaju muzyki. Zawsze uważałem twórczość braci Waglewskich za pewnego rodzaju wyższy level. Mówiąc prościej, trudniejszą w odbiorze, przynajmniej dla mnie. Nadal sporo jest utworów na tej płycie, które nie do końca do mnie przemawiają, głównie formą, ale jednak czuję, że nadszedł ten właściwy czas na eksplorację nowych obszarów wspaniałego świata muzyki, tych bardziej oddalonych od średniej na krzywej Gaussa społecznego gustu muzycznego. Chyba jest tak, że w pewnym momencie zacząłem wymagać od muzyk

Porażka Fryderyków 2019

Gala wręczenia nagród przemysłu muzycznego bez wręczania nagród... na tym mógłbym skończyć. Albo koncert z dłuższymi przerwami na setup sprzętu kolejnych artystów i nieudolną konferansjerkę. Rozdano oczywiście kilka statuetek w kategoriach uznanych za najważniejsze (czytaj najbardziej komercyjne), ale większość została zgrabnie pominięta w transmisji telewizyjnej. A totalne olanie nagrody publiczności świadczy jedynie o hipokryzji organizatorów. Bo przecież miała to być impreza zupełnie innego kalibru, otwarta dla zwykłego śmiertelnika, zarówno lokalnie jak i zdalnie. Ale już nagroda przyznana przez tych zwykłych śmiertelników jest bez znaczenia, przecież liczy się tylko to co podoba się Arturowi Rojkowi. Z drugiej strony o co ja się czepiam? Przecież duża ilość występów na żywo nie jest jakąś wadą czy problemem. Wydaje się, że jest to forma atrakcyjniejsza w odbiorze. Są jeszcze kwestie zwiększania prestiżu, zasięgu, oglądalności, cen za blok reklamowy itd. Wygląda na to, że wszys