Czy Męskie Granie jest jeszcze męskie?

Oto ja, zbudzony przez najnowszy singiel MGO 2021, powracam, aby rozlać swoje żale, po czym zatoczyć kółeczko i wrócić spokojnie do punktu wyjścia, czyli do rzeczywistości. Tak, oto oficjalnie dołączyłem do klubu kiedyś to było, dzisiej to nima, i chyba od razu dostanę kartę złotego członka za to, co zaraz napiszę. Myślałem, że już poprzedni hymn był popową komerchą, ale, w porównaniu z tegorocznym, to był ciężki rock, może nawet metal.

Karcynizacja

No niestety, tak jak wszystkie organizmy na Ziemi powolutku ewoluują w kierunku kraba, tak Męskie Granie powoli przekształca się w Disco Polo, czyli gatunek najbardziej przystosowany do istnienia w naszym społeczeństwie. Ktoś mógłby powiedzieć, że trochę przesadzam, ale jednak mocne, gitarowe riffy i niepokorne, rockowe teksty już niemal całkowicie ustąpiły rozmemłanej, popowej, elektronicznej papce i płytkim sloganom typu podaj mi rączkę i kochajmy się wszyscy. Stąd już blisko do miłość miłość w Zakopanem. Jak do tego doszło nie wiem...

Wracając do rzeczonego singla muszę być szczery, nie jest to zła piosenka. To jest bardzo dobry numer, który mógłby z powodzeniem promować nową płytę Dawida albo Darii, brałbym go bez mrugnięcia uchem. Ale, jak to ktoś trafnie zauważył w komentarzach pod postem na fejsie, niewiele ma on już wspólnego z Męskim Graniem. A przynajmniej nie z takim, do jakiego niektórzy mogli zdążyć się przyzwyczaić.

Kiedyś to było

Raz w życiu miałem przyjemność zobaczyć to wydarzenie na żywo. Było to wtedy, kiedy królował Początek, który, jak się okazało na przestrzeni kolejnych lat, był początkiem końca naprawdę dobrej passy w singlach. Chociażby taka Wataha, czy genialny Elektryczny, gdzie Dawid Podsiadło osiąga jakieś absurdalne rejestry zajebistości, albo Armaty, czyli prawdziwa plejada: Smolik, Organek, Zalewski i chyba najlepiej dobrany głosowo duet, czyli Fisz i Taylor Swift. Dla mnie lata 2014 - 2018 to były absolutnie złote czasy rozpieszczania coraz to lepszymi numerami. Słuchając tamtych singli nie ma co się dziwić wszelkiemu narzekaniu na obecne eksperymenty. W komentarzach coraz częściej czytam, że zniknął gdzieś ten pazur, klimat czy dusza, czyli trzy słowa klucze, które absolutnie nic nie znaczą, a których ludzie używają, żeby jakoś uargumentować fakt, że im się nie podoba.

Jakby tego było mało niedawno premierę miała płyta Męskie Granie 2010 - 2019 zawierająca wszystkie wspomniane wyżej single. Jeśli ktoś miałby jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do tegorocznej kastracji męskości rzeczonej trasy, polecam zapoznać się z tym materiałem. Tak oto w niecałe 35 minut Waglewski i Maleńczuk przekształcili się w Podsiadło i Bambino. Przepaść.

Dzisiej to nima

Dla mnie Męskie Granie jest teraz jak taki stary, dobry kumpel ze szkoły, niby nadal żyje, ma się dobrze, ale coś mu niezaprzeczalnie ostatnio odjebało, przez co gadka teraz słabo się klei. Wszystko z czasem się zmienia, przekształca i dostosowuje aby przetrwać, i nie inaczej jest w tym przypadku. Taka oto jest gorzka prawda i rzeczywistość. Można było się domyślać, że odmładzany z roku na rok skład orkiestry w końcu zechce zerwać z rockowym klimatem kolejnych hymnów. Trzeba przecież przyciągnąć na koncerty nowe, młodsze masy mające przecież zgoła inne gusta. Jeśli ktoś wierzył, że można cały czas wypuszczać kawałki takie jak Nieboskłon, ten już na wstępie skazywał siebie na rozczarowanie.

No więc czy Męskie Granie jest jeszcze męskie? Co to znaczy być męskim w dzisiejszych czasach? Jedni pomyślą tu o podstarzałym rockmanie popijającym whisky w zadymionym klubie, inni o młodym, zadbanym i ogolonym młodzieńcu nie bojącym się mówić o swoich emocjach i seksualności. Odpowiedź na to pytanie jest więc zasadniczo bez znaczenia. Męskie Granie jest takie, jakie ma ochotę być i ma w dupie opinie malkontentów. Chcą iść w electropop i idą tam pewnym krokiem, nie odwracając się za siebie. Jeśli zechcą zmienić kierunek w przyszłości, zrobią to, zechcą nadal iść za tłumem, pójdą. Tylko czas ma prawo ich ocenić. Są wolni, już ich porwał wiatr daleko, gdzie mleko rozlewa się wśród gwiazd... ja pierdolę.

Marcin



Obecnie leci

Greta Van Fleet -The Battle At Garden's Gate

Da się jeszcze w latach 20tych XXI wieku być młodym zespołem grającym klasycznego rocka. Tak tak, oto młodzi chłopcy całkowicie legalnie podniecający tłumy facetów po pięćdziesiątce, i to nie należących do żadnej instytucji religijnej. To jest dopiero męskie granie. Drugi studyjny album panów z USA podnosi poprzeczkę dużo wyżej. Pozycja obowiązkowa. Ma jednak jedną wadę. Mianowicie trzeba jej słuchać głośno, tak aby pozwolić w pełni wybrzmieć instrumentom. Przy zbyt cichym słuchaniu brakuje dynamiki, a co za tym idzie na pierwszy plan mocno wybija się wokal, który dominuje wysokie tony i przez to płyta może stać się męcząca w odbiorze. Już nie wspomnę o słuchaniu na smartfonie. Tutaj link do tekstu, który popełniłem swego czasu na temat zespołu Greta Van Fleet.

Built By Nations









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jamiroquai - Tauron Arena Kraków - relacja

Ralph Kamiński "Młodość" - kosmiczne melodie

Teraz Polska (muzyka)