Małomiasteczkowa recenzja

No i jest! Pierwsza recenzja na moim blogu. Zaczynamy od niedawno wydanego, trzeciego już albumu Dawida Podsiadło. Musze przyznać, że twórczością Dawida zainteresowałem się bardziej dopiero po spektakularnym sukcesie tegorocznego singla Męskiego Grania, chociaż w moim poście z 2013 roku już wykazywałem takie zapędy. Jeszcze przed premierą zakupiłem dwie poprzednie płyty i wkręciłem się dość konkretnie.

Pierwsze, co rzuca się w oczy trzymając opakowanie, to dość niestandardowy styl oprawy graficznej. Jest dość prosto, w sumie cztery kolory i sześć fotek... tyle. Przynajmniej nie ma już wątpliwości kto jest na okładce. Poza tym znajdziemy tam co najmniej niepokojące opisy, niektóre w postaci naklejek, których treść może sprawiać wrażenie, jakby były skierowane do, delikatnie ujmując, kogoś prostego... małomiasteczkowego? Jeśli ktoś zapoznał się wcześniej z lyric video do drugiego singla "Nie ma fal", to tutaj znajdzie dokładnie to samo. Osobiście trochę nie wiem co o tym myśleć. Jest też dołączona naklejka, która zawiera opis mówiący, że to naklejka. Nie wiem gdzie można by było ja przykleić. Na autobusie? Na traktorze?

Dość już o tym, przecież najbardziej liczy się krążek oraz jego zawartość. Na początek zajmijmy się warstwą tekstową. Już od pierwszych słów można wnioskować, że Dawid zmienił nie tylko producenta, ale najpewniej również dilera. Towar wszedł tak mocno, że zrozumienie o czym jest pierwsza piosenka jest raczej niemożliwe. Tak na prawdę autor ostrzega nas o tym osobiście w opisie na odwrocie opakowania. Jest to fajny zabieg, którym świadomie wymusza na nas zajrzenie do książeczki. Na szczęście kolejne teksty są już dość zrozumiałe. No i mają też wspólna cechę, której brakowało na poprzednich wydawnictwach. Wszystkie są po polsku. Muszę przyznać, że brakowało mi większej ilości tekstów w rodzimym języku na pierwszej i drugiej płycie. Wolałbym raczej, żeby procent ich ilości był odwrotny do tekstów angielskich. Ale to moje subiektywne zdanie. Ucieszyłem się więc bardzo, gdy wyczytałem z naklejki na okładce, że wszystkie słowa są po polsku i autorstwa Dawida. Nie chcę za bardzo się rozpisywać, więc wspomnę tylko o dwóch utworach, które najbardziej mi się podobają. Chodzi o "Trofea" i "Matyldę". Chociaż pod względem muzycznym różnią się one dość wyraźnie, to jednak poruszają tą samą tematykę, a mianowicie negatywne emocje związane z byciem osobą znaną i skutki takiej popularności, z których nie każdy może zdawać sobie sprawę. W pierwszym tekście odbija się irytacja, bezsilność, tęsknota za prywatnością, w drugim natomiast autor stara się poradzić sobie z tymi emocjami, rozważając różne, czasem bezpośrednie rozwiązania. Reszta piosenek również mniej lub bardziej zahacza o podobne sprawy, widać więc wyraźnie wokół jakich problemów może ostatnio kręcić się życie Dawida. Jest jeszcze pewien intrygujący kawałek, w którym słyszymy fragment: "Ona mówi - możesz to śmiało załatwić sam, w końcu masz wolną rękę". A może to tylko ja jestem zboczony.

Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to dzielę tą płytę na dwie części. Pierwsza jest bardziej dynamiczna, mocniejsza. Składa się na nią sześć pierwszych piosenek, w tym oba single promujące album. Dominują tu ciekawe aranżacje i mocne, czasem efekciarskie brzmienia. Na mnie największe wrażenie ciągle robi elektroniczna końcówka "Dżinsu", monumentalnie brzmiący wstęp do refrenu "Najnowszego klipu" oraz idealny do wydzierania się w aucie refren "Trofeów". W drugiej części dominują spokojniejsze i bardziej subtelne kompozycje. Zaczyna się delikatną balladą "LIS". Potem przechodzimy do utworu "Co mówimy?", który wyróżnia się dość ponurym bitem kontrastującym z nieco narkotycznym refrenem. Kolejny utwór "Nie kłami", to w całości fortepianowa aranżacja w refleksyjnym tonie. No i finałowa "Matylda", która według mnie jest perfekcyjną piosenka na zakończenie. Przyjemne, pozytywne wibracje, które nuci się potem pod nosem przez cały dzień.

Ogólnie rzecz ujmując dla mnie ta płyta jest z gatunku tych długo dojrzewających. Może pierwsze przesłuchanie nie powoduje efektu "wow!", ale pozostawia nam coś, co liczy się chyba bardziej. Otóż jest to nieodparta chęć posłuchania jeszcze raz. A im więcej razy się słucha, tym przyjemniejsze wrażenia pozostawia. Jest inna niż dwie poprzednie, bardziej wyrazista, spójna, bardziej popowa, cokolwiek to znaczy. Dla mnie będzie to już na zawsze muzyka powiązana z pewnym wydarzeniem w życiu, do którego z chęcią będę wracał pamięcią podczas odtwarzania. Stało się tak czystym przypadkiem, ale ciesze się, że akurat na tą płytę padło.


Marcin

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jamiroquai - Tauron Arena Kraków - relacja

Ralph Kamiński "Młodość" - kosmiczne melodie

Teraz Polska (muzyka)